poniedziałek, 17 października 2016

Bielenda Argan Bronzer

Bielenda Argan Bronzer swego czasu zachwaliła mi Ola Kwaśniewska, więc czym prędzej udałam się do Rossmanna po to cudo z pipetką. Zapragnęłam mieć na swojej bladej twarzy efekt satynowego wykończenia, przy jednoczesnej subtelnej poprawie kolorytu cery już po pierwszej aplikacji. Efekt miał być możliwy do wzmocnienia z każdym kolejnym zastosowaniem, co pozwoliłoby mi na dobór i kontrolowanie stopnia opalenizny ograniczając tym samym ryzyko powstawania zacieków, smug i plam. Pomyślałam, że dzięki temu mogę być muśnięta słońcem przez cały rok. Samoopalacz za 400 zł z Sephory nie sprawdził się, więc w tym olejku dojrzałam nadzieję. Niestety i tym razem lipa. Na mojej twarzy nie zadziało się nic, nawet zacieków mi nie zrobił. Nie zrobił mi nic dobrego , ani nic złego. Następnym razem przejdę obok niego obojętnie, no może zerknę w jego stronę ze smutkiem, że tak zawiódł moje nadzieje.


3 komentarze:

  1. Oj szkoda że się nie sprawdził :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż tak... no szkoda,szkoda...

    Zapraszam do siebie http://recenzje-produktow-oczami-kobiety.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń